Andreas Winet, mieszkaniec Reichenburg, spędza całe swoje dni w garażu, rzeźbiąc niezwykłe maski na Fasnacht. Jego pasja doprowadziła go do stworzenia unikalnych dzieł, z których każde potrzebuje około czterech dni pracy. Maski sprzedawane są za około 650 franków.
Winet zauważa, że coraz więcej młodych dorosłych przystępuje do lokalnych stowarzyszeń Fasnacht. Zbierając maski i kostiumy z całej Europy, widzi w Fasnacht bardziej niż tylko festiwal; postrzega ją jako wyraz regionalnej tożsamości i wspólnoty.
Podczas pracy nad maską, Winet używa różnych narzędzi: od wyrzynarki, przez dłuta po pilniki, aby nadać drewnianemu klockowi pożądany kształt. „Proces rzeźbienia wymaga dużo wyczucia,” wyjaśnia, podkreślając skomplikowaną naturę swojego rzemiosła.
Choć w Szwajcarii istnieje zaledwie kilku rzeźbiarzy masek, Andreas skupia się na lokalnych stylach, jak typ maski „Rölli”. Mówi, że choć styl jest stały, każda maska ma swoje unikalne detale.
Pomimo wielu zapytań, Winet nie przyjmuje zamówień na maski Krampusa, twierdząc, że nie pasują one do tradycji jego regionu. „Dla mnie liczy się nie tylko zysk, ale także promowanie regionalnych tradycji,” tłumaczy, podkreślając swoje zamiłowanie do lokalnych obyczajów.
Każdego roku Winet sprzedaje od dziesięciu do piętnastu masek, a jego prace cieszą się dużym zainteresowaniem wśród lokalnych stowarzyszeń. „Mówiąc krótko, Fasnacht to dla mnie coś więcej niż święto – to część mojego życia i mojej tożsamości,” podsumowuje.
Jego żona i córki, które również zaczęły brać udział w festiwalu, dzielą pasję do Fasnacht, co sprawia, że całe przedsięwzięcie staje się rodzinnym rytuałem. „To w nas, w naszej krwi,” żartuje Andreas.
Na początku każdego ‘brudnego czwartku’ zaczyna swoje „ferie Fasnacht”, kiedy to przez cały tydzień nie zajmuje się pracą, a jedynie celebruje tradycję. Po zakończeniu festiwalu wraca do rzeźbienia, z jeszcze większą pasją niż przedtem.
Źródło: 20min.ch
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z informacjami, wiadomościami, polskimi usługami, ofertami pracy i wydarzeniami w Szwajcarii!
No dobra, pomijając fakt, że gość spędza dni w garażu, to jest to trochę dziwne, nie? Jakby nie miał co ze sobą zrobić. Rzeźbienie masek brzmi spoko, ale 650 franków za maskę? Trochę przegięcie. Lubię tradycje, ale jak za taką cenę, to można by się spodziewać, że ta maska przynajmniej będzie miała zainstalowaną funkcję automatycznego ubierania się na festiwal.
A to, że nie chce robić masek Krampusa, bo „nie pasują do tradycji” – no kurde, każdy ma swoje granice, ale trochę zamknięty w tym myśleniu. Może by tak zainwestować w jakieś nowinki, zamiast cały czas trzymać się tych lokalnych nt. Ja tam szanuję, że ma pasję, ale wyznaczać granice w sztuce? Mieszkam w Szwajcarii tyle lat i widzę, że tradycja to tradycja, ale to nie znaczy, że festiwal musi być nudny. Zróbmy coś szalonego czasami, a nie tylko te same maski co roku.
Fajnie, ale co z tego?
Nie wiem, co wy wszyscy z tymi maskami na Fasnacht, ale po czterech dniach rzeźbienia to można się co najwyżej w idiotę zamienić. Jakie regionalne tradycje? Facet sprzedaje maski za 650 franków, to o jakieś lokalne obyczaje chodzi, jak nie o kasę?! Widać, że w Zurychu ludzie mają zbyt dużo czasu na głupoty.